Dzięki fikcyjnym darowiznom na kościelną działalność charytatywno-opiekuńczą można istotnie obniżyć sobie podatek dochodowy. A przy okazji, paradoksalnie, pomóc potrzebującym.
- Układ był prosty. Dostaję zaświadczenie o darowiźnie za 10-20% wpisanej na nim kwoty - opowiada Tomasz Przybylski, przedsiębiorca z niedużego miasta na Mazowszu. Jego firma jest jedną z większych w powiecie, a on sam znany z tego, że wielokrotnie wspomagał różne lokalne inicjatywy, także te kościelne.
Na wiosnę proboszcz naciągnął mnie nawet na wsparcie budowy pomnika papieża Jana Pawła II - przyznaje biznesmen. Dlatego nie zdziwił się, kiedy w październiku duchowny pojawił się w biurze jego firmy.
Towarzyszył mu drugi ksiądz. - Było widać, że nietutejszy. Sutanna wydawała się zrobiona z lepszego materiału i miał aktówkę - wspomina Przybylski. - Proboszcz nie owijał w bawełnę, od razu zakomunikował mi, że przyjechał z ciekawą propozycją. Uprzedził tylko, że to poufna rozmowa i prosi o zachowanie jej w tajemnicy - opowiada dalej.
Po tym wstępie inicjatywę przejął drugi ksiądz. Powiedział, że jest dyrektorem ośrodka pomocy bezdomnym. Żalił się, że utrzymanie placówki jest coraz droższe, a ludzie coraz mniej chętni do pomagania. Dlatego nie prosi o datek, tylko ma dla mnie konkretną propozycję, na której skorzysta i biznesmen i ośrodek.
Przybylski miał przekazać darowiznę na konto ośrodka. Po około miesiącu kwota zostałaby mu zwrócona gotówką, pomniejszona o 10-20%. Od podatku mógłby jednak odpisać całą kwotę darowizny.
- Na moją wątpliwość o legalność operacji, ksiądz powiedział, że to wykorzystanie luki. Zapewnił, że w przypadku jego działalności sprawa jest trudna do udowodnienia, bo formy pomocy dla bezdomnych są różne. Niektóre nawet trudno wycenić - opowiada biznesmen. Przyznał, że propozycja tak jawnego oszukania fiskusa bardzo go zaskoczyła, tym bardziej, że padła z ust osoby duchownej, ale zdecydował się zaryzykować. Tym bardziej, że księża zapewnili go, że nawet w przypadku kontroli chroni ich prawo kościelne.
Mechanizm opisany przez Przybylskiego, to nie jest luka w prawie tylko przywilej Kościoła katolickiego w Polsce. Ustawa o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej stanowi, że odliczenie od dochodu darowizny na kościelną działalność charytatywno-opiekuńczą nie jest limitowane.
Kwotę darowizny można odliczyć tylko pod warunkiem otrzymania od kościelnej osoby prawnej, np. fundacji, pokwitowania oraz sprawozdania z wydatkowania pieniędzy. Sprawozdanie musi zostać przekazane podatnikowi w ciągu dwóch lat od dokonania darowizny. Jeżeli ten warunek nie zostanie dopełniony, to oznacza, że podatnik nie nabył prawa do odliczenia i będzie musiał zwrócić fiskusowi należny podatek.
Ustawa regulująca stosunki państwa z Kościołem wspomina tylko o takich dwóch warunkach, nie precyzując jak ma wyglądać sprawozdanie. Teoretycznie można sobie wyobrazić, że wystarczy w nim napisać, że pieniądze posłużyły na dożywianie bezdomnych. Tak też stanowi również jeden z wyroków Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie.
Jarosław Leśniak jest finansistą z Poznania.
- Nie chcę oddawać państwu tak dużych pieniędzy, dlatego kombinuję i dogaduję się z księżmi - dodaje.
Przez ostatnie dwa lata rozdzielał darowizny między dwie organizacje, żeby zminimalizować ryzyko wpadki.
- Jestem gorliwym katolikiem i sumiennie wypełniam nakaz pomocy bliźnim - podkreśla i uśmiecha się. Ale mimo tego, że z premedytacją bierze udział w oszustwie, to tłumaczy się tym, że mimo wszystko pomaga. - Płacę równo 15% wartości darowizny. Te pieniądze zostają przecież w Kościele - wyjaśnia Leśniak.
Sprawa lewych darowizn jest znana od dawna.
Zdaniem Leśniaka żadne oskarżenie o podrobienie zaświadczenia nie jest do końca pewne.
- Księża zawsze łatwo wyłgają się, że niczego nie podpisywali i cała wina spada na drugą stronę. Ksiądz jest przecież nietykalny - podkreśla finansista. Na to liczy też po cichu Tomasz Przybylski. - Napatrzyłem się już na bałagan przy rozliczaniu różnych akcji charytatywnych. A kto odważy się zadrzeć z Kościołem? Potem takiego urzędnika palcem z ambony wytkną - mówi Przybylski.
Opisana forma obniżania podatku jest przestępstwem skarbowym. Karą może być nawet 5 lat pozbawienia wolności oraz grzywna w wysokości 720 tzw. stawek dziennych.
Biuro prasowe Konferencji Episkopatu Polski odmówiło skomentowania przypadków "sprzedaży" zaświadczeń o darowiznach.
(Imiona i nazwiska bohaterów zostały zmienione)
Jacek Zawadzki
http://biznes.onet.pl/koscielna-jazda-bez-limitu,18543,3102637,1,news-detal
Ten artykuł może się niektórym przydać przed rozliczeniem podatku w US.
Pokazuje jednocześnie zakłamanie i wykorzystywanie Kościoła przez kler dla zdobycia mamony.
Ciekawy tylko jestem, ile faktycznie z tych "darowizn" idzie na potrzeby charytatywne.